wtorek, 15 lipca 2014

Rozdział 1

#Perspektywa Tiffany#

   Kolejny poranek przed szkołą. Ehhh czemu szkoła nie jest na 12, a kończyła o 13? Godzina w tej szkole by wystarczyła. Jak co ranek ruszyłam do łazienki. Wykonałam poranną toaletę i ubrałam się w to:

Szybko zbiegłam na dół do kuchni mając nadzieję, że chociaż dziś zastane rodziców. Oczywiście ich nie ma. Jest jedynie mój młodszy brat. Jest młodszy ode mnie o zaledwie 3 lata.
-Rodzice w pracy. Wrócą po północy.-odezwał się Tobias.- A co ty się tak wystroiłaś? Calum i tak na ciebie nie spojrzy- czasem jest niewiarygodnie wkurzający.
-Jeśli to nazywasz strojeniem to gratuluje rozumu. Idziesz do szkoły na piechotę czy cię podwieźć?- zapytałam chowając pojemnik z sałatką do plecaka.
-Koleżanka mnie podwozi- wzruszył ramionami.
-Koleżanka czy twoja dziewczyna?- poruszyłam brwiami.
-Weź spadaj. Idę. Papa- pomachał mi i wyszedł z domu.
Wychodząc z domu sprawdziłam czy dobrze wyglądam. Chwyciłam kluczyki od auta i wyszłam z domu. Po drodze do szkoły, zabrałam dwójkę znajomych. Nicolę i Leona. Cała nasza trójka chodzi to tej samej klasy.
Drogę pokonaliśmy 5 minut. Przed wejściem do placówki rozległ się dzwonek na lekcję.
-No pięknie. Matematyk mnie zabije- westchnęłam i pobiegliśmy do sali która jest na samym końcu szkoły. Dobrze, że jestem dobra w biegach. Kiedy znaleźliśmy się już pod drzwiami nikogo nie było na korytarzu.
-Tiffany Smith?- odezwała się nauczyciel. Przebiegł wzrokiem po sali.
-Jestem.- odezwałam się. Ruszyłam do swojej ławki, podobnie jak moi znajomi.
-Spóźniona- dodała nauczyciel.- Siadaj jedynka.
-Za co? Za to, że się raz spóźniłam?- mruknęłam.
- Raz? Na każdą lekcję się spóźniasz, kochana- uśmiechnął się, że można było policzyć wszystkie jego zmarszczki. Ohyda...
Pan Morgan dokończył sprawdzać obecność. Zapisał na tablicy temat dzisiejszej lekcji i jakieś arabskie znaczki.
-Prze pana.-odezwałam się, a on podniósł na mnie wzrok znad dziennika- Nie che nic mówić, ale my się nie uczymy chińskiego- reszta klasy na mnie spojrzała i zaczęła wydawać coś takiego "uuuuuuuu". Nie dziwie się. Na lekcji matematyki mało kto odzywa się nie pytany. Należę do tej grupki.
-Ale my się nie uczymy chińskiego- przedrzeźniał mnie.- Kto to rozwiąże?- zapytał i przeleciał wzrokiem całą klasę.
-Las rąk- mruknęłam, a cała klasa się zaśmiała.
-Nikt? No to do tablicy przyjdzie... panna Smith. Widzę jak się wyrywasz do odpowiedzi.- Cicho westchnęłam i ruszyłam do tablicy.
-Przecież wie pan, że nie uczę się chińskiego, ale zrobię to specjalnie dla pana- uśmiechnęłam się do niego i wzięłam kredę. Zaczęłam się zastanawiać jak głupio muszę wyglądać. Odwróciłam się w stronę klasy i zobaczyłam Leona, który pokazuje trzy palce i dwa nad nimi. Uśmiechnęłam się.- Skończone.
-No zobaczmy jak to rozwiązałaś- pan Morgan spojrzał na tablice, a ja się odsunęłam by mógł zobaczyć.- Coś ty narysowała?- zapytał zdenerwowany. Narysowałam to co zobaczyłam od Leona
-Odpowiedź prze pana. Szkoła uczy jak być kreatywnym, więc wzięłam te słowa do serca. Skoro odpowiedź jest dobra to nie widzę żadnego problemu.
-Nie pogrywaj sobie ze mną dziewczyno, bo...- do klasy weszła pani dyrektor z jakąś dziewczyną, ubraną tak:

-Przepraszam, że przerywam rozwiązywanie równań- zgromiła mnie wzrokiem na co się uśmiechnęłam- Przyprowadziłam nową dziewczynę. Będzie uczęszczać do waszej klasy. Przyjmijcie ją serdecznie- uśmiechnęła się i wyszła z klasy.
-Smith siadaj- rozkazał nauczyciel. Posłusznie skierowałam się do swojej ławki. Po drodze przybiłam parę piątek z kolegami.- Jak się nazywasz dziecino?- zwrócił się do nowej dziewczyny. Wszyscy zaczęli się śmiać mówiąc "dziecino"- Cisza! Więc?
-Hope Devinge- powiedziała cicho.
-Hope. Może ty jesteś tą nadzieją dla tej klasy.
-Na pewno- krzyknął ktoś z klasy.
-Usiądź. Wolne miejsce jest za Ashtonem Irwinem. Idiotom do potęgi drugiej- mruknął pan Morgan.
-Może i idiota, ale jaki przystojny- Ash przeczesał palcami swoje włosy, a kilka dziewczyn westchnęło.
-Ha ha ha padnę zaraz ze śmiechu- pierwszy raz słyszę, żeby nasz nauczyciel zaśmiał się. Sztucznie, ale zawsze. Hope usiadła w ławce i wyciągnęła książki- Więc wróćmy do naszego równania. Panno Smith dostajesz 3 za duszę "artysty"- mruknął na co krzyknęłam "tak, baby!". Pan Morgan napisał kolejne znaki chińskie- Kto to rozwiąże?- zapytał, a Hope szybko podniosła rękę.- No dobrze Hope.-szybkim krokiem ruszyła do tablicy szybko rozwiązała równanie. Nam szczęki opadły. Normalnie jedna osoba sterczy przy tablicy ładne 10 minut, a tu nawet minuta nie minęła. Ktoś rzucił w Devinge kulką papieru i krzyknął "kujon" Współczuję jej- Świetnie 5. Otwórzcie podręczniki na stronie 22 i zróbcie trzy pierwsze zadania. Muszę na chwilę wyjść.
-A co jak nie mam podręcznika?- zapytałam kiedy już był przy drzwiach.
-Pan Hood ma wolne miejsce i posiada podręcznik. Dosiądź się do niego- powiedział i wyszedł z klasy. Calum uśmiechnął się do mnie i poklepał wolne krzesło. Wzięłam zeszyt, długopis i dosiadłam się przy nim.
Zaczęliśmy rozwiązywać to gówno. Właściwie to ja rysowałam na końcu zeszytu. Po prostu poddałam się na pierwszym zadaniu. Nie rozumiem matmy. Zaczęliśmy rozmawiać o tym kółku muzycznym. Śmialiśmy się w ogóle. Szkoda, że z nim nie siedzę... Znów się zaśmialiśmy i oboje dostaliśmy dziennikiem po głowach od nauczyciela. Kiedy on wszedł do klasy?!
-Za co to?- zapytałam lekko poirytowana.
-Za to, że rozmawiacie i nie rozwiązujecie zadań!- krzyknął i ruszył na swoje miejsce przy biurku.
-A może my mamy takie zdolności matematyczne, że nie musimy tego rozwiązywać?- zapytał Calum, a nauczyciel spojrzał na niego morderczym spojrzeniem.
-Oboje uwaga do dziennika- powiedział, a nam ręce opadły.- Hope będziesz mogła dawać im korepetycje z matematyki?- zapytał pan Morgan na co skinęła głową.- Świetnie. Ashton też się załapie. Po prostu trzy orły z matematyki.- mruknął.
-Sam pan przed chwilą to potwierdził.- odezwał się Irwin.
-Milczeć! Macie korepetycje o panny Devinge i koniec kropka. Zadzwonię jeszcze do waszych rodziców. Pokazać mi swoje zeszyty- rozkazał. Chyba mam jakieś moce, bo właśnie zadzwonił dzwonek.
Szybko się spakowaliśmy i wyszliśmy z klasy. Następny mamy mój ukochany w-f. Ruszyliśmy do szatni się przebrać. Teraz to mnie energia rozpiera. Pierwsza się przebrałam i wyszłam z szatni. Rozejrzałam się w poszukiwaniu pana Jonsa.
-Dzień dobry. Co będziemy dziś robić?- zapytałam wesoło.
-Zagramy sobie w piłkę nożną Tiffany. Pan Morgan wszedł do pokoju nauczycielskiego rozwścieczony. Co zrobiłaś tym razem?- objął mnie ramieniem. Skierowaliśmy się do składziku po piłki.
-A no nic. Dostałam z Calumem uwagę. Ja jeszcze jedynkę i niech pan wstrzyma oddech... 3!!- krzyknęłam. Sięgnęłam po upodobaną przez siebie piłkę i wyszliśmy ze składziku.
-Gratuluję. Idź już na boisko się rozgrzać- poklepał mnie po ramieniu, a ja poszłam w stronę murawy.
Zaczęłam biegać, rozciągać się itp. Wzięłam piłkę i zaczęłam ćwiczyć z nią freestyle. Czyli to co kocham. Kiedy skończyłam, odwróciłam się a za mną stała cała moja klasa plus pan Jons.
-Tif nie chcesz wziąć udziału w konkursie na freestyle?- zapytał mnie nauczyciel.
-Nie lubię występować publicznie, ale się zastanowię- wyszczerzyłam się do niego. To jest chyba najmłodszy nauczyciel w naszej szkole. Ma 27 lat i można do niego zwracać się po imieniu, tyle że my mamy do niego szacunek.
-Dobra rozgrzejcie się. Zagramy w piłkę nożną. Drużyny wybierać będą Tif i Nicol.- zakomunikował. Reszta zaczęła rozgrzewkę, a ja rozmawiałam panem Jonsem o Hope. Dowiedziałam się, że w Brighton, była jedną z najlepszych zawodniczek w szkole.- Nicol, Tif wybierajcie. Zaczyna Nicol.
-Wybieram Leona.
-Ja Caluma.
-Marcus.
-Ash.
-Caroline.
-Hope.- uśmiechnęła się do mnie.
-Co ty robisz? Kujona bierzesz?- szepnął mi na ucho Ashton.
-Wiem co robię. Zaufajcie mi.
Dokończyliśmy wybierać drużyny i następnie się ustawiliśmy. Ja i Hope jesteśmy napastniczkami, Ash bramkarz, Calum obrońca podobnie jak reszta. Moja drużyna zaczyna, więc już mamy przewagę. Kiedy zaczęliśmy grać, właściwie kiedy Hope miała piłkę drużyna przeciwna krzyczała "kujon" i tego typu przezwiska. Szkoda mi jej. Dobrze, że nie spotkała szkolnego "gangu", bo to to jest wersja light.
Mecz zakończył się 6-2 dla nas. 3 bramki strzeliła Devinge, 2 ja, a ostatni to był samobój. Po skończonej grze poszliśmy po prysznice. Za grę moja drużyna dostała 6 z w-f'u. Weeeee...
Kiedy skończyłam się ubierać, zaczęłam zbierać ciuchy. Po chwili spod pryszniców wyszła Hope owinięta ręcznikiem. Zaczęła się rozglądać w poszukiwaniu ubrań, których nie było. Reszta dziewczyn się śmiała. Dziewczyna zrezygnowana usiadła na ławeczce i zakryła twarz dłońmi. Wyszłam na dwór by się trochę przewietrzyć. To co zobaczyłam, po prostu szczęka mi opadła. Jej ubrania były zawieszone na jednej z gałęzi wysokiego drzewa. Ale to mnie nie zdziwiło. Tylko to, że od drzewa uciekają Leon i Nicol. Nie sądziłam, że mogli się zachować w taki sposób. Podeszłam pod drzewo i zaczęłam się wspinać po jej ciuchy. Jest trochę wysoko, zważywszy na to, że mam lęk wysokości. Szybko chwyciłam ubrania. Mam dziś chyba pecha, bo spadłam z drzewa. Jednak ktoś mnie w porę złapał. Ty kimś był pan Jons. Dzięki ci Boże, że nikt ze znajomych.
-Dziękuje panu- uśmiechnęłam się lekko i stanęłam na własne nogi.
-Nie ma za co. Czy to nie ubrania Hope?- zapytał.
-Zgadza się proszę pana.
-Chciałaś je tam zostawić?- spojrzał na mnie podejrzliwie.
-Nie. Wręcz przeciwnie. Ja je ściągałam. Widziałam jak Leon i Nicol uciekają od tego drzewa. Więc sądzę, że to ich sprawa.- otrzepałam koszulę choć wcale nie jest brudna.
-Dobrze Tif. Coś z tym zrobię. Uważaj na siebie- poklepał mnie po plecach i ruszył do placówki. Ruszyłam do szatni w której dalej siedziała Hope.
-Trzymaj- rzuciłam w jej stronę ubrania.
-Nie wiem jak ci dziękować- powiedziała.
-Tym by omijać z daleko Leona i Nicol, szkolny "gang"- specjalnie zrobiłam cudzysłów w powietrzu- To co teraz masz to jest wersja light. Co do korków z matmy to możesz przyjść do mnie jutro po szkole.
-Jasne Tiffany- uśmiechnęła się do mnie.
-Mów mi Tif. Trzymaj się mnie, a nie zginiesz u nas w szkole.
-Dobrze. A co mamy teraz? Zaraz jest koniec przerwy- powiedział zaniepokojona(?)
-Spokojnie teraz jest francuski. Pani Morrison zawsze się spóźnia i najczęściej zamiast lekcji mamy godzinę wychowawczą. Jest miłą kobietą, a ty nowa, więc się nie zdenerwuję.- odparłam. Poczekałam aż się do końca ubierze i skierowałyśmy się do sali od francuskiego.

#Perspektywa Hope#

Razem z Tif usiadłyśmy razem w ławce. Przesadzili z tymi ubraniami. Do klasy weszła pani Morrison.
-Bonjour les enfants (Dzień dobry dzieci)- Przywitała się
-Bonjour, madame. Comment couper à travers le temps aujourd'hui? (Dzień dobry Pani. Jak Pani minął dziś czas?)- Zapytałam jako jedyna z klasy
-BienVous êtes Hope? Ravi de vous rencontrer. (Dobrze. Ty jesteś Hope ? Miło cię poznać.)- Uśmiechnęła się do mnie- Dziś nie będzie francuskiego- Oznajmiła a cała klasa wybuchła jednym 'jeej'- Możecie podziękować Hope - Wskazała na mnie ręką.
-Dziękuje Kujonie- Odezwała się Nicol na co cała klasa wybuchła śmiechem.
-Dzięki Hope- Uśmiechnął się do mnie Ashton i Calum którzy podczas tej lekcji siedzieli razem.
-Wychodzimy na podwórko- Oznajmiła pani a cała klasa wybiegła.
-Hope nie idziesz?- Spytała mnie Tiffany w drzwiach sali.
-Nie, pouczę się- Odpowiedziałam.
-Oj Hope chodź- Wyciągnęła mnie za rękę z klasy .
Usiadłyśmy na ławce. Inne osoby grały w piłkę nożną, siatkówkę a nawet kosza. Dziewczyny chichrały się na huśtawkach.
-Podoba Ci się Calum- Powiedziałam do Tif
-Co? Nie zdaje Ci się..- Odpowiedziała z lekkim zburzeniem twarzy
-Oh... Przecież widziałam jak się do niego ślinisz na matmie- Uśmiechnęłam się
-Hope i słowo "Matma"? Zaraz chyba oszaleję- Zasłoniła ręką usta żeby udać bardziej poważną
-Dziewczyny idziecie grać w kosza?- Spytał nas przechodzący Calum.
-Jasne!- Pociągnęłam Smith zanim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć
-Więc gramy tak : Leon, Ja, Calum na Tiffany, Hope i Marcusa- Wyjaśnił Ashton
Zaczęliśmy grę.
Po chwili wyniki były równe. Ostatni rzut Ashton'a decydował o wygranej. Gdy chłopak rzucał do kosza szturchnęłam go w bok przez co nie trafił. Spojrzał na mnie i na Tif wzrokiem zabójcy a Tiffany wskazała na mnie palcem. Gdy Ashton szedł w moją stronę wybiegłam z kortu lecz Irwin pobiegł za mną. Goniliśmy się wokół ławek śmiejąc się przy okazji.
W końcu złapał mnie i przerzucił sobie przez ramię.
-Ashton puść mnie!- Mówiłam przez śmiech
-Nie puszczę!- Odpowiedział mi kierując się w stronę kosza.
-Tiffany! Pomóż!- Krzyknęłam do niej
-Sorry Hope!- Odkrzyknęła śmiejąc się
Ashton położył mnie na ławce i zaczął gilgotać.
-Hahah... Ash..haha..ton..Hahah..proszę...przestań!- Wysapałam przez śmiech
Chłopak przestał ale wskazał swoim palcem na policzek. Zrozumiałam, że mam mu dać buziaka, więc to zrobiłam i uciekłam za Tiffany.
-Chodźcie! Wracamy!- Oznajmiła nauczycielka
Szłam obok Smith. Potem lekcje były już proste: Informatyka, plastyka i na sam koniec muzyka.
*
-Smith gdzie znajduję się sala do muzyki?-Zapytałam podczas jedzenia mojej kanapki.
-Zaraz obok matematycznej...-Mruknęła pochłonięta swoją sałatką
Zaraz po zjedzeniu udałyśmy się do sali.

#Perspektywa Tiffany#

Kiedy znalazłyśmy się w sali spokojnie zajęłyśmy swoje miejsca. Na szczęście tu nie potrzeba jakiś szczególnych zdolności i podręczników. Mogę się pochwalić, że drugi raz w tym dniu nie spóźniłam się na lekcje, a nawet byłam przed czasem.
Po chwili do klasy weszła pani Gray. Kiedy tylko przekroczyła próg sali wszyscy umilkli i poprzestali wygłupów przy instrumentach.
-Witam was drogie dzieci. Na wstępie zapytam czy ktoś jeszcze chce się zapisać do kółka muzycznego? Od was mam tylko trzy wpisy.- podniosłam rękę, podobnie jak Calum, Ash, Marcus i Caroline.- Wszyscy?- zapytała, a Hope powoli podniosła rękę jakby się bała, że ktoś ją uderzy. Niektórzy tylko się zaśmiali.- Po lekcji dam wam jeszcze zgody dla rodziców. Dobrze, a więc weźcie swoje krzesła i usiądźcie w kole.
Rozkazała, a my posłusznie wykonaliśmy polecenie. Nauczycielka również usiadła w naszym koślawym kole. Devinge usiadła pomiędzy Ash'em, a Calumem, natomiast ja pomiędzy Hoodem, a Nicol.
-No więc no ostatniej lekcji pokazywaliście na czym gracie, natomiast dziś posłucham jak śpiewacie. Zaśpiewacie dowolny fragment dowolnej piosenki. Zaczynamy panno Hill-zwróciła się do Caroline. Ta zaczęła śpiewać jakąś  piosenkę. Po krótkiej chwili Nicol szturchnęła mnie łokciem, więc się do niej odwróciłam.
-Skąd nowa ma ubrania przecież jej zniknęły.- szepnęła mi na ucho.
-A co się stało?- udałam głupią.
-A jak myślisz? Zabrałam je i z Leonem zawiesiliśmy je na drzewie.- powiedziała jakby była z tego dumna.
-Nie wiem. Może po nie poszła?- wzruszyłam ramionami i zaczęłam wsłuchiwać się w głos Hope. Ma śliczny głos. Taki... nie wiem jaki dokładnie, ale jakbym ją gdzieś już słyszała.
-Smith. Co zaśpiewasz?- zwrócił się do mnie Calum.
-Passenger Let Her Go. A ty?- spytałam równie cicho co on by nie przeszkadzać brunetce.
-Nie mam pojęcia- zaśmiał się cicho.
-Zaśpiewaj... Love Me Again tego... jak on się nazywał? Aaa John Newman. Kiedyś to zaśpiewałeś na konkursie piosenki i fajnie ci wyszło.- uśmiechnął się do mnie.
-Panie Hood teraz pana kolej- oznajmiła pani Gray i zaczął śpiewać. Ahhh... Mogła bym tak go słuchać godzinami. Co chwilę spoglądałam na niego to na nauczycielkę, na którą spoglądał.- Dobrze. Panno Smith, pani kolej- powiedział i zaczęła się na mnie patrzeć jak reszt klasy. Zacisnęłam powieki i zaczęłam śpiewać, mając nadzieję, że nikt na mnie nie patrzy. Po moim krótkim występie, otworzyłam oczy i wbiłam wzrok w swoje ręce.- Pani Cook pani kolej.
Zauważyła, że każdy nauczyciel się do nas zwraca pan, pani. Trochę to dziwne, ale taki zwyczaj szkoły... Kiedy ostatnia osoba zaśpiewała pani Gray zabrała głos.
-Kochane dzieci. Proszę o uwagę. Jutro wywieszę listę duetów z waszej klasy. Już mówię o co chodzi. Wiecie, że za niecały miesiąc nasza szkoła organizuje noc muzyczną. Każda klasa musi wziąć w tym udział. Więc kiedy już się zapoznacie ze swoim partnerem przystępujecie niemal od razu do pracy.- uśmiechnęła się po czym dodała- Zmykajcie już do domów. Dzwonek zadzwoni lada moment.
Wzięłam swoją torbę i podeszłam do nauczycielki po zgodę. Z tym to pójdę do taty, bo prędzej się zgodzi.
Szybko wyszłam ze szkoły i poszłam do auta. Wyjechałam ze szkolnego parkingu i zauważyłam, że Hope stoi na przystanku. Zatrąbiłam by zwróciła na mnie uwagę.
-Jedziesz do domu autobusem?- zapytałam.
-Tak- wzruszyła ramionami.
-Dziś cię odwiozę. Właź- uśmiechnęłam się do niej co po chwili odwzajemniła.- Na jakiej ulicy mieszkasz?
-Church St 38- powiedziała, siadając na miejscu obok mnie.
-To witam sąsiadkę. Mieszkam obok- wyszczerzyłam się i ruszyłam z miejsca.- Tooo... Jak tam pierwszy dzień u nas w szkole?- zapytałam, gdy byłyśmy połowę drogi od naszych domów.
-Jakoś. Chyba teraz może być już tylko lepiej- uśmiechnęła się i zaczęła patrzeć na widoki za oknem.
-A jak ci się podoba Sydney?
-Od małego interesowałam się Australią, więc Sydney to spełnienie moich marzeń- uśmiechnęłam się i wjechałam na podjazd przed moim domem.
-To do zobaczenia jutro Hope. Bądź pod moim domem rano o 7:30
-Dobrze. Papa- pomachała mi na pożegnanie i poszła do siebie. Wjechałam do garażu i weszłam do domu.
-Tobias już jestem!- krzyknęłam.
-Jasne!- również odkrzyknął i pobiegł na górę do siebie. Pobiegłam za nim. Na szczęście nie zamknął swojego pokoju na klucz.
-Toby coś ty znowu nawywijał?- zapytałam, spoglądając na śliwkę pod jego okiem.
-No bo... Martin wyzywał Emily i się zaczęliśmy bić.- powiedział przykładając lód do oka.
-Nie mogłeś załatwić tego w inny sposób tylko się bić?- usiadłam obok niego.
-Ale ona mi się podoba- spuścił wzrok, a ja się zaśmiałam.
-To jej to powiedz Romeo. Powiedz tylko rodzicom o tym to dam ci medal- zaśmialiśmy się.
Pogadaliśmy jeszcze chwilę, ale musiałam zrobić zadanie domowe z matematyki. Czyli krótko mówiąc spisać je z internetu. Zadowolona z siebie zeszłam na dół zrobić sobie pierogi. Nalałam sobie jeszcze sok pomarańczowy i poszłam do salonu obejrzeć jakiś głupi film fantasy. Po posiłku zerknęłam na zegarek. Była 15:37, a że rozpiera mnie energia pójdę na siłownię trochę poćwiczyć.

#Perspektywa Hope#

Gdy wkroczyłam do domu krzyknęłam ciche "Jestem!" lecz nikt nie odpowiedział. Mama zawsze jest do późna w pracy i wcześnie rano wychodzi zostawiając mi jakąś głupią karteczkę. Mam tego już serdecznie dość.
Postanowiłam, że pójdę do Tiffany. Przecież mieszka po drugiej stronie ulicy.
Przebrałam się szybko :

Złapałam za klucze od domu i telefon. Zakluczyłam drzwi i ruszyłam do domu Tif.
Zapukałam do drzwi. Otworzył mi jakiś chłopak.
-Jest może Tiffany?- Zapytałam go
-Przed chwilą wyszła- Oznajmił obracając głowę w moją stronę
-Co Ci się stało?- Zapytałam przykładając rękę do ust ze zdziwienia
-Pobiłem się z kolegą
-Poczekaj tu przyniosę Ci na to maść- Ruszyłam do domu po maść.
Znalazłam ją w pudełku na lekarstwa. Podałam chłopakowi.
-Mam nadzieję, że pomoże- Uśmiechnęłam się do niego.
-Dzięki. A tak w ogóle jestem Tobias- Podał mi rękę
-Hope. Miło mi- Uścisnęłam jego dłoń- Miło było Cię poznać.
-Cześć- Uśmiechnął się i pomachał
Ruszyłam przed siebie. Chodziłam po mieście jakieś 3 godziny. Tak po prostu bez żadnego sensu. Żeby zabić czas...

--------------------------------------------------------------------------------------
Jest to pierwszy rozdział naszego opowiadania.
Mamy nadzieję, że się spodobał :D
/Tosia i /Polly

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz